poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Muzyka, którą masz w dupie.

Panuje przekonanie o absolutnej klasyczności, boskości i niezbędności pewnych zespołów w życiu codziennym i obyciu kulturalnym. Muzyka dla wybranych - jak nie słuchasz, to sorry - nie zostałeś pomazańcem bożym, list z Hogwartu nie przyszedł albo po prostu nie dosięgasz do intelektualnego Olimpu i musisz dużo nad sobą pracować.
 
Bo widzisz, wyrobienie muzyczne się ma, albo nie ma. "Kurde, jak to nie lubisz Floydów? Toż to klasyka!" Mimo, że szósty zmysł podpowiada Ci, że klasyką jest Mozart, Bach i reszta perfumowanej zgrai w lakierkach, peruczkach i rajstopkach, a w głębi duszy Floydowie wcale Ci się nie podobają, bo czujesz do bólu ich bezpłciowość, brak znaków szczególnych, monotonię... no ale jak to, tak się zapuściłeś kulturalnie, nie słuchasz? ("Słowacki wielkim pisarzem był!", nie?!) No to czego Ty słuchasz, człowieku?! Honey? Dody? Dejwida Podsiadło?

Miałam znajomą w podstawówce. Jarała się Floydami i Pendereckim. Nigdy w to nie wierzyłam. Nie dlatego, żeby miała kłamać, ale dlatego, że była pod wpływem starszych mądrych, którzy podpowiedzieli, co jest cool, a co  passé (Bruksela!!! Tu jest È czy É? Bo nie chcę walnąć gafy.). Jej gust muzyczny był więc kwestią pełnego dopasowania się, a nie wolnego wyboru. I tak jest z większością "wyrobionych muzycznie", a im bardziej radykalne opinie na temat muzyki... tym mniej WŁASNEGO zdania na jej temat.
 
Savoir-vivre (Dobrze napisałam? Żadnej podejrzanej kreseczki?)  nakazuje jednak mieć pojęcie, o czym mowa w towarzystwie, więc najlepiej byłoby jakoś choćby powierzchownie opanować kanon zespołów będących w Twoim obiegu (5 - 10 minut na osłuchanie wystarczy, chyba że Twoi znajomi słuchają gamelanu albo bollywoodzkich pięciogodzinnych epopei muzycznych - wtedy nie trzeba się martwić o balansowanie między mainstreamem a snobizmem, bo to jest kosmos i egzotyka level 193409).
 
Jak już się dowiesz, co jest w obiegu, będziesz mógł z powodzeniem wplatać w rozmowę takie wtrącenia, jak:
- ej, słuchajcie, to brzmi jak [zespół, który wcale mnie nie ciekawi nr 1]!
- koleś ma głos podobny do [wokalisty, który nigdy nie zwróciłby mojej uwagi nr 2!]
 
I już zaplusowałeś. Rozdziawiłeś papy. Zwaliłeś z nóg. Znalazłeś wspólny język i przyjaciół na śmierć i życie. Odrobiłeś pańszczyznę, więcej nie trzeba.
 
Po czym wracasz do domu, z powrotem puszczasz sobie Kayah czy innego Krzysztofa Krawczyka i dylasz ze szmatką po półkach. :)

By the way - Krzysiu jest rewelacyjny jeśli chodzi o soundtrack do domowych zajęć. Od pierwszych taktów tej piosenki dostaję powera i rycząc, że "nikt mnie nie zatrzyma, nie zatrzyma mnie" rzucam się ze szmatą na zasyfione półki. Przy takim akompaniamencie nawet koty kurzu sfruwają na podłogę z gracją balowych serpentyn:
 
 
... poza tym lubię tę piosenkę. Po prostu, ot tak, ją lubię. Ale jak o tym powiedzieć szalikowcom Dream Theater?

Jako osoba uważana na wyrost za wyrobioną muzycznie i kojarzoną raczej z cięższą muzyką (40% pasji, 60% pańszczyzny), muszę przyznać się do propagowania wśród szkolnych rówieśników Ace of Base, Big Cyca i Modern Talking. Szkoła się skończyła, a zespoły nie.
I piszą, dzwonią do mnie ci znajomi w sprawie koncertów zespołów, które do liceum kojarzyli, ale nie zwróciliby uwagi. Ale zwrócili, bo zostały zaakcentowane na pewnym etapie ich życia i skojarzone z dobrą zabawą. Nie dysponuję żadnymi mocami perswazji czy przekonywania do swojego punktu widzenia, więc z czystym sumieniem powiem, że nie przekonałam ich. Sami wybrali.
 
A ekstremistów i radykałów muzycznych boję się w równym stopniu, co politycznych i religijnych.
 
Na koniec jeszcze anegdotka z życia wzięta:
 
W pubie w Poznaniu,w którym pewnego razu spotkały się Pyra z Brukselą, było organizowane karaoke. Gdzieś między Majteczkami w Kropeczki (też klasyka, jak by nie patrzeć!) a Stingiem przy didżejce pojawił się młody, pryszczaty jegomość w długich włosach i koszulce Slayera i rzucił do didżeja pytanie:
- A CZY MASZ TU JAKIŚ EKSTREMALNY METAL?
 
Tak właśnie wyglądacie w moich oczach, kiedy informujecie mnie, że NIE GODZI SIĘ nie słuchać Gorillaz.
 
W kolejnych postach przedstawię Wam niemodną, nieelitarną i niegustowną muzycznie listę przebojów Pyrki z krótką wzmianką, za co je tak kocham.

Dobranoc! Pa pa :*
 

3 komentarze:

  1. Pozdrawiam jako Wasza (zapewne przyszła) stała czytelniczka i koleżanka (hehe blogerka) po fachu!

    Notatka jest po całości prawdziwa. Rozmowy o muzyce są dla mnie kolejną ważną kwestią do naprawdę głębokiej refleksji. Cóż, Krzysztof zawsze będzie królem i fani Dream Theater nic na to nie poradzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bravo za odwagę i pierwszy komentarz.

    Czuj się jak u siebie! Muzyka będzie się u nas przewijać co jakiś czas, więc na pewno coś dla siebie znajdziesz :)

    Gwardia DT może i nie poradzi na to, że Krzysztof dzierży władzę, ale mamy ten problem, że są w zdecydowanej przewadze liczebnej. Ale nawet cała armia nie zmieni tego, że król jest tylko jeden! (no, może dwóch... ale o tym w kolejnej notce)

    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Passé, passé! Dobrze napisałaś, Pyruś ;-)

    OdpowiedzUsuń